Spiritfarer: Farewell Edition

Spiritfarer: Farewell Edition
Sztab VVeteranów
Tytuł: Spiritfarer: Farewell Edition
Producent: Thunder Lotus Games
Dystrybutor: Thunder Lotus Games
Gatunek: Ekonomiczna
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera Świat:
Autor: Ksiądz Malkavian
Ocena
czytelników bd GŁOSUJ
OCENA
REDAKCJI 80% procent
Głosuj na tę grę!

Spiritfarer: Farewell Edition

Ujmująca i głęboka opowieść o pożegnaniach, z rozbudową i podróżami statkiem w tle. Bardzo ciepła i rozczulająca gra oferująca kojącą przygodę na morzach dziwnej krainy. Świetna muzyka. Mocno polecam!
spiritfarer-farewell-edition,-recenzja-28032-1.jpg 1Świadomość własnej śmiertelności jest czymś, co podobno odróżnia nas od zwierząt z mniej rozwiniętym mózgiem. Jednak każdy kto choć raz musiał zaprowadzić umierającego zwierzęcego pupila do weterynarza na usypiająco-uśmiercający zastrzyk czy widział reakcję zwierząt czekających na ubój, mógłby się z tym nie zgodzić z czystym sumieniem. Prawdopodobnie jesteśmy jednak jedynym stworzeniem, co o śmierci mówi. Wspominamy zmarłych członków rodziny, postacie historyczne czy choćby zgony postaci fikcyjnych. Ma ona sporo miejsca w twórczości. Ba, istnieją całe księgi zajmujące się wyłącznie nauką umiejętności umierania - w znaczeniu jak przygotować się psychicznie do własnego odejścia. Bo takich gdzie ma miejsce umieranie jest mnogość, ale nie interesują nas przyczyny: tragiczne, komiczne, realistyczne czy groteskowe. Wracając do wspomnianych efektów ludzkiej myśli twórczej: mimo ich teoretycznie uspokajającego charakteru, w większości przypadków śmierć jest zjawiskiem wywołującym obawy i przekonanie o jej nieuchronności - gdyby się tak zastanowić. A co gdyby spróbować nadać temu odrobinę mniej smutno-straszne tony? I może przy okazji połączyć to z rozrywką, przy jednoczesnym zachowaniu powagi tematyki? Bo wiecie, co? Da się.

Stella i jej kot Daffodil (Żonkil) budzą się na łodzi, którą wiezie ich sam Charon. I praktycznie z miejsca oferuje swoje stanowisko, acz rozdział obowiązków na dwójkę pasażerów odbywa się z lekko komediowym akcentem. Otrzymujemy bardzo wszechstronne w użyciu narzędzie Everlight, które ma domyślnie formę kuli, ale może przybrać dowolne chyba kształty. W zależności od potrzeby staje się wiosłem, wędką, kilofem, piłą, rękawicami kuchennymi - muszę przyznać, że całkiem niczego sobie cacko! Dostajemy też okręt, choć początkowo skromnych rozmiarów - może średniej wielkości kuter...? A obowiązki? Kto pamięta z mitologii greckiej: Charon przewoził przez Styks umarłych do Krain Umarłych. Tutaj raczej prowadzimy żeglugę morską niż śródlądową, a co dopiero jakieś rzeczne flisactwo! Tak, odwiedzimy wiele malutkich wysepek, jak i tych większych ze zbudowanymi na nich miejscowościami. Ale przede wszystkim spotkamy pasażerów i jednocześnie członków załogi. Początkowo wiele postaci zdaje się znać Stellę osobiście z ich własnego życia. Była ich przyjaciółką, rodziną albo sąsiadką.

Spotkani będą nam służyć radą, a z czasem pomagać w okrętowym życiu. Czy to wybiorą się na zakupy, czy zbierać surowce, a może zagrają na instrumencie, ku uciesze reszty załogi? Będzie mieć to miejsce, gdy dopilnujemy, aby czuli się komfortowo. Przytulanie jest najprostszą opcją, ale niestety po jednej sesji przytulania będzie trzeba odczekać do następnej. Pozostaje na
m więc zaspokoić ich głód - jedzeniem czy napitkiem. Tu jest mnogość preferencji i wybredność może oznaczać odmowę przyjęcia pokarmu nawet w obliczu dojmującego łaknienia. Za to trafienie w gusta naszych smakoszy bardzo poprawia im nastrój, a już zupełnie w przypadku zaserwowania ulubionego dania. Na nastrój załogi mają też wpływ wydarzenia i pomoc w realizacji powziętych po śmierci celów. Są one bardzo osobiste i często wiążą się z podróżami. Po drodze możemy podjąć się zadań od mieszkańców tej pełnej swoistej magii krainy czyli duchów - takich samych z jakich rekrutujemy na okręt. Różnica tkwi w tym, że mają inną aurę, która zdradza ich przyszłą formę.

Podróż może odbywać się przez większość gry wyłącznie za dnia. Tak, istnieje podział na pory dnia i w nocy życie na naszej radosnej łajbie zamiera - okręt staje, a mieszkańcy udają się spać. Nie jest to taki zwykły statek, bo posiada różne budowle i konstrukcje rzadko spotykane na tych z naszego świata. Tutaj możemy wybudować zarówno kwaterę dla gości, domy dla konkretnych pasażerów (będą mocno wdzięczni!), ogródki, sady, zagrody dla owiec czy krów, stolarnię, kuchnię, kuźnię, hutę z piecem, itd. Obsługa tychże pozwala nam wyprodukować czy przerobić posiadane produkty. Operacje takie są rozwiązane za pomocą prostych mini-gierek. Wymagają one trochę refleksu czy wytrwałości, ale spokojnie - porażka oznacza jedynie, że uzyskamy mniej. Raczej nie będzie konieczności liczenia się z każdym kamyczkiem. Tak czy inaczej surowce w końcu uzyskamy na drodze zbierania, odławiania czy też handlu. Co do budynków: możemy je ulepszyć, gdy mamy potrzebne ku temu schematy i surowce. Czasu mamy sporo, ale najsensowniej robić to w nocy. Ale w sumie, to spieszyć się nie trzeba. Możemy spędzić całe godziny na łowieniu ryb czy zwiedzaniu mapy.

Oczywiście konieczna będzie dalsza rozbudowa naszego okrętu, choćby w ulepszenia pozwalające odwiedzać krainy za lodem, kamieniem czy mgłą. Rozwojowi podlega też i nasza drobna dziewczyna - za uzyskane od przyjaciół ze statku obole w świątyniach nabywamy nowe umiejętności, takie jak podwójny skok czy szybowanie za pomocą kapelusza. Tak, to jest tak magiczne i dziwaczne jak się wydaje.

Gra dostarcza mocy radości. Ba, możemy współdzielić przyjemność w trybie lokalnej kooperacji - jedna osoba przejmuje wtedy kontrolę na kotem. I jeżeli myśleliście, że nie potrafi on, przykładowo, pracować piecem hutniczym, to możecie się zdziwić... i uśmiać. Kąciki ust pójdą też nie raz w górę przy czytaniu dialogów napotkanych postaci - choćby były to głupawe banały - to rozluźniają i tak już pogodną atmosferę. Ciepło i subtelny humor towarzyszą nam przez lwią część czasu. Lwy trochę mniej. Jakie lwy...?

Otóż kaspiritfarer-farewell-edition,-recenzja-28032-2.jpg 2żda persona, która gości na pokładzie jest przedstawiana w formie zantropomorfizowanego zwierzęcia. Będziemy mieć lwa, sporą ropuchę, sowy... Wyglądają przesympatycznie i mają własny utwór oraz głos. Większość znała Stellę za ich życia. I większość nauczy nas nowych rzeczy - choćby uzyskiwania podstawowych surowców nowego rodzaju. Niepokój wywołuje tylko fakt, że my zachowaliśmy ludzką formę i nasze oczy nie są zasłonięte bielmem. Momenty grozy pojawiają się też przy zbieraniu rzadszych surowców. Zapada wtedy ciemność i załoga w większości oddala się do kabin. To dobitnie przypomina nam, że sielankowość jest fasadą dla prawdziwego przeznaczenia tego świata: bycia krainą dla umarłych. Ale spokojnie, nic nie jest w stanie zrobić fizycznej krzywdy naszej młodej akrobatce i jej mięciutkiemu pupilowi.

Błogość i beztroska trwają do czasu, gdy zostaniemy poproszeni o ostatnią przysługę: popłynięcie do bramy. Tylko my i zmęczony zleceniodawca. Możemy odraczać to w czasie, ale ostatecznie taki jest cel. I będzie to smutna konieczność, rzadziej ulga. A także skłaniająca do refleksji chwila na wysłuchanie osobistego memoriam postaci i wniosków jakie wyniosła z życia. Bez śladu sądu czy krytyki ze strony naszej drobnej protagonistki. Potem jeszcze tylko pożegnalne przytulenie... Sceny są zrobione w odpowiedniej gamie emocji i z wyczuciem, bez popadania w banał czy pełen egzaltacji dramatyzm.

Szata graficzna podkreśla magiczność i baśniowość gry, ze szczyptą lekkiej groteski i oniryczności. Najczęściej nasze oczy są raczone kolorowymi widokami wartymi podziwiania nawet w trakcie rejsu przez znane nam już krainy. Te mają różne oblicza kulturowe, więc orientalny klimat prowincji przeplata się tu z surowością zachodnich miast czy szorstkością portowych doków.

W sukurs przychodzi również ujmująco skomponowana i subtelnie wpasowana w klimat akcji ścieżka dźwiękowa. Z gracją i delikatnością przelatuje nam przez uszy w spokojnych momentach i powoduje ciarki na plecach poprzez drapieżność w dramatycznych.

Osiągnięcia są łatwe, acz do kompletu trzeba przejść grę więcej niż raz i podjąć inną decyzję w pewnej kwestii.

Mocno polecam jeżeli szukacie odprężającego przeżycia bez uczucia ponaglania czy groźby kary. Otrzymacie delikatne tchnienie uczuć w serce bez ryzyka nagłego zawału od intensywności. I pobudzenie do rozmyślań.

ZALETY:
- ale to śliczne!
- lekkość rozgrywki
- muzyka

WADY:
- powtarzalność działań

Osoby, które grałyby w tę grę:
- Sogjal Rinpocze
- Neil Gaiman
- Hayao Miyazaki

Osoby, które nie grałyby w tę grę:
- Gilgamesz
- Mistrz Polikarp
- Carmilla

Autor: Ksiądz Malkavian
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz
RECENZJE CZYTELNIKÓW
ILOŚĆ RECENZJI - ŚREDNIA OCENA - % więcej recenzji dodaj recenzję